loader image

Koty z Kijowa przyjechały do Kociego Hospicjum

Kotka w pustej zółtej kuwecie włożonej w niebieską kuwetę

Po ponad 50 godzinach podróży dotarły do Kociego Hospicjum trzy koty z Kijowa. Ich opiekunki mają dla siebie miejscówkę w Toruniu.

Czasami śnię sen, który nazywam moim dyżurnym koszmarem.

Jak śpiewał swego czasu Dezerter: „a ja urodziłem się dwadzieścia lat po wojnie” – urodziłam się dokładnie dwadzieścia cztery. Jestem drugim pokoleniem urodzonym w pokoju, nie znającym wojny. Przeczytałam wzruszające wyznanie młodziutkiej dziewczyny z bardziej współczesną metaforyką: „jesteśmy letnimi dziećmi, nie znamy zimy”.

Mimo tego, że też jestem „letnim dzieckiem”, to w moim pokoleniu pamięć wojny była żywa. Żyli moi Dziadkowie: jedni wywiezieni na roboty przymusowe do Rzeszy, drudzy walczący – Dziadek – m.in. w Kampanii Wrześniowej. Nie mam w historii rodziny bohaterskich czynów, martyrologicznych punktów zwrotnych. Ot, zwykłość wojennych losów.

Wojna nie była okresem, który moi Dziadkowie wspominali, jakby to była bohaterska przygoda rodem z „Władcy Pierścieni”. W ich wspomnieniach wojna wyzierała cichcem z zakamarków rodzinnych opowieści. Nie obarczali wnuków pamięcią tego, co uważali za słusznie minione.

Za oczywiste przyjmowało się hasło: „Nigdy więcej wojny! Nigdy więcej faszyzmu!”. I wszyscy mieli wspólne rozumienie tego, co owe hasła znaczą.

Wystraszony kot tricolor na beżowym posłanku.
Miłka przyjechała dzisiaj z Kijowa do Kociego Hospicjum / Kocie Hospicjum

A mój dyżurny koszmar śniony dość regularnie?

Śni mi się, że muszę uciekać z moimi kotami. Przed pożarem, klęską żywiołową. Przed wojną.

I usiłuję je wszystkie zagarnąć, a one się rozłażą. Któreś się gdzieś chowa i nie chce wyjść. I rąk mi nie starcza. I siły. I ciągle jest gdzieś któryś, którego już nie daję rady zgarnąć. I to poczucie absurdalności wykonywanych czynności i ta bezradność, że nie dam rady wszystkich wziąć.

Ale to tylko koszmar śniony i budzę się z niego. Potwornie zmęczona, ale z ulgą.

Cichy, ciepły, bezpieczny dom, w którym jest jedzenie, woda, czysta kuweta. Z którego można rano pojechać „do weta”, jeśli jest taka potrzeba.

Obserwuję pospolite ruszenie po naszej polskiej stronie. Nie będę się silić na analizy polityczne, czy jakieś ogólne wnioski. Nie jestem też osobą, które daje się ponieść przymusowi działania „już, teraz, natychmiast”. Jak napisałam poprzednio – zgłosiłam swój akces tam, gdzie uważałam, że ma to sens. Niestety, wiedziałam w zasadzie od samego początku, że te zwierzęta, które będą wymagały pomocy najbardziej, nie będą mogły jej otrzymać.

Dramatem jest sytuacja zwierząt bezdomnych na Ukrainie. Żadne tamtejsze schronisko nie jest w stanie zorganizować przerzutu swoich podopiecznych z rejonów objętych działaniami wojennymi. Na granicy nadal obowiązuje limit 5 zwierząt na osobę. Nie ma porzuconych zwierząt na samej granicy. Jeśli ktoś ruszył z domu ze swoim własnym podopiecznym, to po takiej drodze nie porzuci go na samym wjeździe do bezpiecznego kraju.

Biało-czarny kot zwinięty w kłębek na beżowym legowisku
Szulz, drugi z trzech kotów, które przyjechały dzisiaj do nas z Kijowa / Kocie Hospicjum

Do Polski przyjeżdżają w zasadzie tylko zwierzęta właścicielskie, z którymi ich opiekunowie nie mogą znaleźć miejsca zakwaterowania. Takim zwierzętom też należy pomóc, żeby ich opiekunowie mogli w spokoju zatroszczyć się o samych siebie.

Od piątku czekałam na takie właśnie koty. Po ponad 50 godzinach podróży dotarły do Kociego Hospicjum trzy koty z Kijowa. Ich opiekunki mają dla siebie miejscówkę w Toruniu.

Koty będą u nas mieszkały tak długo, jak będzie taka potrzeba. Zapewnię im wszystko, czego będą wymagały, jak każdemu z naszych podopiecznych. Jutro jedziemy, jak z każdym nowo przybyłym do Hospicjum kotem, na przegląd do lekarza.

Póki co są mocno zestresowane, więc zdjęcia tylko dwójki: czarno-białego kocurka Szulza i pięknej trikolorki Miłki. Jest jeszcze bura kotka – Tira, ale schowała się pod posłankiem. Koty są zdrowe, zaszczepione, wysterylizowane. Mam nadzieję, że odnajdą się u nas.

A największą nadzieję mam na to, że będą mogły wrócić wraz z opiekunkami do swojego domu – do Kijowa.

***

Nasze działania możliwe są wyłącznie dzięki Twojej pomocy. Jeśli uważasz, że to, co robimy jest ważne – wesprzyj nas: 

Dziękujemy!